Monika Jurczak
Zoltána Lesiego oraz tomik Magasugrás (Skok wzwyż) poznałam dość niespodziewanie. Rok 2019, zima, bankiet przed wieczornym spotkaniem literackim, który był elementem warsztatów tłumaczeniowych. Siedziałam przy stole oszołomiona i zestresowana krążącymi wokół ludźmi. Tak bywa, kiedy prym zaczyna wieść aspołeczna część mnie. Próbowałam uspokoić głowę, gdy przede mną na stole wylądowały kartki papieru i para rąk, Viki Kellermann. Pomożesz? W czym? Zoltán nie może dziś przeczytać swoich wierszy, nie wziął okularów, a oczy mu łzawią i ledwo widzi. A co to jest? Wiersz. Czemu ja? Dasz radę. I dałam radę. W ciągu tych wydarzeń utkwiło mi w głowie jeszcze jedno zdanie, które padło z ust samego Zoltána. To niezwykłe doświadczenie słuchać swojej wersji historii o polskiej biegaczce z ust Polki.
Wiedziałam, że prędzej czy później książka Zoltána Lesiego zostanie wydana w Polsce i wreszcie nadszedł ten moment – w 2021 Dom Literatury w Łodzi opublikował tom Skok wzwyż w tłumaczeniu Daniela Warmuza.
Jeżeli miałabym określić, z czym kojarzy mi się kompozycja tomu, to powiedziałabym: kalejdoskop i to nie byle jaki, bo czterowymiarowy. To porównanie może brzmieć dość abstrakcyjnie, jednak mam ku temu podstawy. Tom Lesiego można czytać, a wręcz czytać-oglądać i w zależności, co chcemy dostrzec – wybieramy kąt widzenia i patrzymy, co nasza percepcja wyłapie. Początkowo mocno skupiałam się na wątku relacji sportu i płci, jednak za każdym razem, gdy ponownie zagłębiam się w lekturę, odkrywam, że ten temat jest jednym z wielu elementów.
Co zatem udało mi się znaleźć w przestrzeni tej książki? Sama idea sześcianu (choć może nie czterowymiarowego) stanowi ważny temat tomiku – mowa o asamblażach Josepha Cornella, czyli przestrzeniach w formie pudełek, w których autor tworzył trójwymiarowe kolaże. Każde z nich staje się osobnym stworzonym wszechświatem, w którym autor chce zmieścić wycinek rzeczywistości. Wiersze też są takimi wycinkami, historiami zamkniętymi w materii. Gretel Bergmann, Stella Walsh, Dorothy Odam, Ibolya Csák, Dora Rajten oraz inne osoby, w tym sam autor, zostają zamknięci w słownych pudełkach utworzonych z materiałów archiwalnych, ale także z opowieści innych ludzi. Każda z tych osób dokłada swoje trzy grosze do snutych opowieści. Tu pojawia się pytanie o obiektywność. Skoro nawet wydarzenia historyczne są zlepkiem różnych punktów widzenia, to jak możemy stwierdzić, co jest rzeczywistością, a co fałszem, czym jest prawda, albo raczej – autentyczność?
Jak się okazuje, pytanie to dotyczy wszystkich sfer życia. Gdzie jest granica uczuć, przyzwolenia, odpowiedzialności, własnej osobowości, wspomnień, ciała…? W którym momencie trzeba się zatrzymać, a kiedy należy przeć naprzód? Co się stanie, jeżeli weźmiemy rozbieg i przeskoczymy poprzeczkę ustawioną na wysokości, której jeszcze nikt nie przeskoczył? Historie osób interpłciowych mieszają się z bitymi rekordami, z udowadnianiem sobie i innym, że granice można przekraczać. My możemy wychodzić z naszych pudełek, jednak niemoralne okazuje się, kiedy inny wpycha kogoś do swojego. Niestety historia udowadnia, że miało to miejsce od zawsze. Czemu Gretel Bergmann nie mogła biegać w Niemczech? Bo była Żydówką. Czemu Dora Ratjen została zmuszona do bycia mężczyzną? Bo przejawiała takie cechy płciowe i łatwiej ją było w ten sposób określić. Czemu odebrano jej medal? Bo kto to widział, żeby… Żyjemy w świecie, gdzie każdy uznaje swój punkt widzenia za najważniejszy i słuszny, a sam często nie potrafi zrozumieć, że często sam siedzi w więzieniu własnych uprzedzeń, stereotypów kulturowych oraz pamięci.
Czym właściwie ona jest? Istnieje coś takiego, jak prawdziwe wspomnienie? Nie potrafię precyzyjnie przywołać spotkania z Zoltánem. Bo czy to był początek roku 2019 czy raczej koniec 2018? Kto oparł się o stół? Naprawdę czułam się wtedy źle? Czy przytoczony dialog rzeczywiście wyglądał w ten sposób? To wszystko już się wydarzyło, a ja mam dostęp jedynie do wspomnień, które czas i moja sieć neuronowa skutecznie potrafi zakłamać.
A jeśli o prawdzie i kłamaniu mowa – może to wszystko jest ze sobą nierozerwalnie połączone? Może każdy moment szczerości lub jej braku mieści się w skali? A jeśli nasza skala jest właściwie niewyobrażalna dla człowieka, a bardziej przypomina kalejdoskopowy tessarakt.
*
Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Katedry Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego Magyazyn.pl.
Publikacja na portalu PolakWegier.pl za zgodą autorki.