Robert Dłucik
Jedną z niewielu pozytywnych rzeczy jakie pozostawiła po sobie Niemiecka Republika Demokratyczna jest muzyka. W tym komunistycznym państwie – kojarzącym się dzisiaj przede wszystkim z tajnymi służbami STASI, stosowaniem dopingu na masową skalę w sporcie oraz tyleż kultowym, co pokracznym autkiem Trabant – działała również prężna wytwórnia płytowa Amiga. Jej spuścizna to między innymi mnóstwo winylowych składanek, a na nich… perełki dla fanów węgierskiego rocka, czy też generalnie – węgierskiej muzyki popularnej sprzed lat.
Dla mieszkańców NRD, mających mocno ograniczone możliwości podróżowania poza granice „raju Ulbricha i Honeckera), Węgry (wówczas Węgierska Republika Ludowa) stały się jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych wyjazdów. Zwłaszcza Balaton… W drugą stronę – węgierscy artyści cieszyli się sporą popularnością nad Odrą i Sprewą. Zsuzsa Koncz chociażby – niekwestionowana gwiazda programów rozrywkowych, emitowanych na antenie państwowej telewizji. Władza ludowa nie szczędziła kasy na propagandę i rozrywkę dla mas, więc programy realizowane były z rozmachem godnym zachodnich produkcji.
Na wysokim poziomie – w przeciwieństwie na przykład do jakości „enerdowskiego” przemysłu motoryzacyjnego – stały również płyty tłoczone ze znaczkiem Amigi. Firma kupowała sporo licencji na wydawanie albumów gwiazd z Europy Zachodniej i USA, miała także w swoim katalogu topowych wykonawców z „bratnich krajów obozu socjalistycznego”, jak to się ładnie określało. A wśród nich prym wiedli Polacy i Węgrzy.
Amiga – w złotych czasach dla węgierskiego rocka – niemal hurtowo wypuszczała na rynek winylowe składanki, pełne muzycznych ciekawostek. O ile oczywiście nie mamy alergii na język niemiecki, bowiem węgierscy wykonawcy – z Omegą włącznie – nagrywali swoje utwory z tekstami autorstwa niemieckich autorów.
Weźmy na przykład popularną serię „Hallo” – na szóstce pojawia się Omega z utworem „Untreue Freunde” (czyli Hutlen Baratok). Dwa utwory najsłynniejszej grupy rockowej znad Balatonu mamy na „Siódemce”. Trafił tam też kawałek folkowego zespołu Kalaka. Do 1973 roku ukazało się aż dwanaście płyt z tej serii, później jeszcze trzy pod lekko zmodyfikowanymi tytułami „Hallo’74”, „Hallo 1-75” i „Hallo 2-75”. A na nich między innymi: Locomotiv GT (już w XXI wieku, ich enerdowskie single dodano jako bonusy do przygotowanej przez włoską wytwórnię reedycji… angielskiej płyty zespołu – wiem, zawiłe to nieco!), Hungaria i General.
Mniejszą węgierską reprezentację znajdziemy na winylach opublikowanych pod szyldem „Rhythmus (plus odpowiedni rocznik)”, ale też się trafiają: Hungaria, Fonograf, czy Neoton Familia – już z dyskotekowego okresu działalności. Podobnie jak w serii „Box” (na przykład bardzo ciekawa kooperacja Kati Kovacs z formacją Hungaria) lub na okazjonalnych składankach w rodzaju „Beat Kiste”.
Warto poszperać w komisach płytowych, na giełdach, czy przeróżnych jarmarkach staroci. Zwłaszcza, że winylowe płyty Amigi często walają się po koszach z promocjami lub okazjami. Można kupić je za dwa, pięć złotych, a bywa, że i za symboliczną złotówkę. I to w naprawdę dobrych stanach! Droższe są składanki zawierające nagrania polskich artystów, na przykład Niemena, czy unikatowe utwory Krzysztofa Cugowskiego. Ale i tak są bardzo przystępne dla kieszeni. I naprawdę warte postawienia na półce…
*
Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Katedry Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego Magyazyn.pl.
Publikacja na portalu PolakWegier.pl za zgodą autora.
Zdjęcie główne: Fortepan / Péterffy István