Pisanie piosenek jest dla mnie jak medytowanie – Sandra Szabo

Rozmawiał: Robert Dłucik

– Nowe doświadczenia, chodzenie na koncerty innych wykonawców – to moje największe inspiracje. Uwielbiam podróżowanie i oglądanie świata z innej perspektywy. A koncerty nakręcają mnie, zwłaszcza jeśli zespół ma dobre teksty, riffy i czuje się pasję w tym co robią – mówi Sandra Szabo. Wokalistka, gitarzystka, kompozytorka. Jej filmiki nagrane pod nickiem The Rocket Queen90, na których wykonuje akustyczne wersje rockowych – i nie tylko – klasyków mają nawet ponad milion odsłon. Ale nagrywa również własne płyty – najnowsza miała premierę 8 listopada. Sandra Szabo urodziła się w Norwegii, ale ma węgierskie korzenie, co zdradza już jej nazwisko.

 

„Sprzedałam duszę rock’n’rollowi gdy byłam bardzo młoda” – deklarujesz w tytułowym utworze z nowej płyty. Kogo możemy za to „winić”? Oprócz Guns’n’roses oczywiście, którym zawdzięczasz swój internetowy pseudonim…

Tak, Axl Rose zdecydowanie jest pierwszym, który zasiadłby na ławie oskarżonych… Dalej: Bon Jovi, Nirvana, Lynch Mob i No Doubt. Jako piętnastolatka miałam plakaty porozwieszane na wszystkich ścianach mojego pokoju. Pamiętam też, że – podczas naszych szkolnych „tygodni pracy” – byłam  wolontariuszką w paru sklepach z płytami kompaktowymi, gdy takie miejsca były jeszcze dochodowym interesem. Jako „wypłatę” mogłam sobie wybrać trzy kompakty lub płyty DVD. Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że wybrałam koncertowe DVD Gunsów, ich składankę teledysków oraz debiutancką płytę „Appetite For Destruction”. To były pierwsze płyty, które sama wybrałam, ale wcześniej miałam okazję pożyczyć od kogoś dwie części „Use Your Illusion” i mnóstwo innych rockowych kompaktów. Dzięki nim poznałam też wówczas muzykę Alanis Morisette i Joan Jett. Wkrótce jednak sklepy płytowe splajtowały, za to w siłę urósł Internet. Ale dzięki sieci odkryłam wielu nowych wykonawców: Avenged Sevenfold, Tenacious D, Halestorm, Shinedown. W listopadzie wybieram się na wspólny koncert Shinedown i Alter Bridge. Nie mogę się już doczekać tego wydarzenia! Niestety nie udało mi się zobaczyć moich ukochanych Gunsów podczas trasy „Not In This Lifetime”, ale wcześniej widziałam ich trzykrotnie, do tego dwukrotnie solowe koncerty Slasha, więc mogę nazwać siebie szczęściarą.

Przyszłaś na świat w Norwegii, ale Twoi rodzice są Węgrami. Dlaczego właśnie Norwegię wybrali na swój nowy dom?

– My rodzice byli muzykami, dawali sporo koncertów w różnych miejscach w Norwegii. Na Węgrzech rządzili jeszcze komuniści, to nie były zbyt ciekawe czasy… Jako zawodowi artyści mieli okazję wyjeżdżać zagranicę i skorzystali z szansy, by zostać na Zachodzie. Komunizm na Węgrzech oznaczał korupcję, kłamstwa… Bycie muzykiem na Węgrzech nie należało do łatwych zajęć. Rodzicie też musieli opłacać się w różny sposób, żeby coś zdziałać… Kiedy przyjechali do Norwegii, zastali inną rzeczywistość. Sporo ofert uczciwej pracy, większość ludzi życzliwa i pomocna. Oczywiście współczesne Węgry zmieniły się na lepsze. Ale wtedy życie było łatwiejsze w Norwegii. Mogli poświęcić się muzyce, co prawda nie zdobyli sławy, jednak z grania mogli utrzymać się na godnym poziomie. To zresztą zachęciło mnie do zajęcia się muzyką. Nie wiem, czy na Węgrzech mogłabym sobie na to pozwolić… Cieszę się tym, co mam. 

Mówisz biegle po węgiersku. A czy celebrujecie w domu węgierskie tradycje?

– Posługuję się całkiem dobrze węgierskim, ale nie używam go na co dzień, więc daleko mi do doskonałości. Rodowity Węgier na pewno od razu zorientowałby się, że coś jest nie tak (śmiech). Super, że znam węgierski, dzięki temu mogłam rozmawiać z dziadkami, gdy odwiedzaliśmy ich całą rodziną na Węgrzech. Dowiedziałam się, że imieniny są tam ważnym świętem, czasami dostaję życzenia z tej okazji, ale nigdy nie pamiętam, w które dzień wypadają moje. Wychowałam się w Norwegii, obchodzę tutejsze święta, a więc świętuję urodziny – nie imieniny. Ale w kuchni dbamy o tradycję! Moja mama wciąż przygotowuje węgierskie potrawy, które uwielbiam! Parę dni temu na przykład zrobiła töltött káposzta (coś jak nasze gołąbki – przyp. red.) i to w wersji wegetariańskiej. Kocham również pogácsa (węgierskie bułeczki serowe – przyp. red.), no i oczywiście gulasz. A kiedy spędzaliśmy wakacje nad Balatonem, zawsze objadałam się langoszami oraz kurtoszem. Robię się głodna właśnie…

Jak często masz okazję do odwiedzania Węgier? Jakie uczucia Ci wtedy towarzyszą?

– Kiedy byłam małą dziewczynką, jeździłam na Węgry co roku. Potem jednak moi dziadkowie odeszli i regularne wyjazdy się skończyły. Teraz niemal cała moja węgierska rodzina mieszka tutaj w Norwegii. Mam nadzieję, że uda mi się odwiedzić Węgry latem przyszłego roku. Ostatni raz – jak dotąd – byłam tam w 2015 roku, dając koncert z zespołem Sandmarx. W Budapeszcie dopadła mnie nostalgia, ale jeszcze bardziej to uczucie towarzyszyło mi nad Balatonem i w Tököl. Domy dziadków, zarówno ze strony mamy i jak i taty zostały sprzedane po ich śmierci, więc nic już nie jest takie samo jak dawniej… Ale dziękuję za te wszystkie dobre wspomnienia. Zrywanie winogron i brzoskwiń w ich ogrodzie oraz granie na konsoli GameBoy w cieniu drzew – to moje ulubione. No i Balaton oczywiście…

Poznałem Twoją muzykę poszukując w sieci różnych interpretacji słynnej ballady Omegi „Gyöngyhajú lány”. To dla Ciebie wyjątkowy utwór? Dlaczego zdecydowałaś się go wykonać w dwóch językach: węgierskim i angielskim?

– Dzięki za odnalezienie również mojej wersji! To faktycznie jest szczególny utwór dla mnie. Pamiętam, że leciał w radiu, kiedy byłam mała. Nie znałam wtedy tytułu, ani wykonawcy – to jeszcze były czasy przed Shazam i cyfrowym radiem – ale strasznie spodobała mi się melodia. Utkwiła mi pamięci już w tak młodym wieku… Zaśpiewałam go w dwóch językach, by dotrzeć do odbiorców na całym świecie. 

Interesujesz się klasycznym węgierskim rockiem? Dokonaniami tych wszystkich wspaniałych zespołów, takich jak: Omega, Locomotiv GT, Piramis, czy Bergendy? Śledzisz to, co obecnie dzieje się na węgierskiej scenie rockowej?

– Czuję się trochę zakłopotana tym faktem, ale muszę przyznać, że nie słucham węgierskiej muzyki w takim stopniu, w jakim być może powinnam… Ale dodam od razu, że o norweskich wykonawcach mogę powiedzieć to samo (śmiech).  Postaram się być bardziej na bieżąco, jeśli chodzi o węgierskich artystów, czytając „Magyazyn” na przykład…

Parę lat temu przeniosłaś się do Anglii, by studiować w instytucie BIMM (British and Irish Modern Music Institute. W jaki sposób te studia pomogły Ci w pracy nad nową płytą?

– Rok życia i studiowania w Brighton zapamiętam na zawsze. To piękne miasto, tętniące muzyką i kulturą. Przede wszystkim, spędzanie czasu z innymi entuzjastami muzyki zainspirowało mnie do tworzenia, co zaowocowało płytą. Poznałam wielu ludzi, odkryłam nowe narzędzia i strony w sieci, które mogłam wykorzystać przygotowując nowe piosenki. Jako niezależna artystka muszę ogarnąć sporo rzeczy na własną rękę. Z drugiej strony – lubię to, sporo dzięki temu się nauczyłam i wciąż uczę się nowych rzeczy. 

Również warsztaty oraz klinki w BIMM były bardzo twórcze. Wielu wspaniałych artystów spotykało się z nami, by opowiedzieć o swoich karierach muzycznych i ścieżkach, które wybrali. Uświadomiło mi to, że każda artystyczna ścieżka jest inna i muszę wybrać odpowiednią dla siebie. Ale wszystkie łączą wspólne rzeczy –  pasja, ciężka praca i pokora. Zawsze bądź pokornym i życzliwym! Kto chciałby pracować z marudzącą divą?

Ile czasu zajęła Ci praca nad nagrywaniem nowego albumu? Który utwór powstał jako pierwszy? 

– „With All Due Respect” – do którego powstał również klip – to najstarsza piosenka z płyty. Napisałam ją z Marcusem (Marcus Greenway – przyp. red.) podczas naszej wizyty w Nashville w 2015 roku. Wrzuciliśmy do sieci video z akustyczną wersją tej piosenki, spotkaliśmy z bardzo sympatycznym odzewem, ludziom naprawdę spodobał się ten kawałek, zdecydowaliśmy się przygotować go również z pełnym, rockowym składem. Zabrzmiał nawet lepiej, uwielbiam ten rockowy aranż. Potem zaczęłam pisać „One Word-Sorry”, pracowałam już wtedy nad „debiutanckim albumem When No One Is Looking” – to był wczesny 2016 rok.  Myślałam nad włączeniem jej do repertuaru tamtej płyty, ale ciesze się, że zostawiłam ten kawałek na „I Sold My Soul To Rock’n’Roll”. Podczas studiów na BIMM stworzyłam większość pozostałych utworów – „Maybe I Undestand”, „Funeral”, „Just Another Song”, „Follow Me”, „Ghost Away”, po powrocie do Norwegii ukończyłam je z Marcusem. Do tych kawałków stworzyłam podstawowe akordy, partie wokalne i słowa, a on dorzucił kapitalne riffy i solówki. Tak jest zawsze podczas pracy z nim: moje proste aranże zamieniają się w niesamowite utwory dzięki jego gitarowym partiom.

Jestem dumna, że praktycznie wszystko zrobiliśmy w naszym małym, zagraconym studio. Żadnych wielkich studiów, producentów – tylko my. Może nie brzmi to jak produkcja sławnych kapel z Los Angeles, ale … lubię końcowy efekt nagrań. Myślę, że dzięki naszemu podejściu wyszła płyta bardziej osobista, szczera, delikatna… i bardziej rock’n’rollowa! W tych piosenkach zawarliśmy mnóstwo miłości, pasji i ciężkiej pracy – mam nadzieję, że odbiorcy to usłyszą. Zawsze chcę, żeby słuchaczy poczuli coś szczególnego w mojej muzyce. 

Zamierzasz nadal nagrywać covery, czy skupisz się teraz na autorskich dokonaniach?

– Mam taką stronkę w necie, gdzie można zasugerować utwór, którego cover powinnam zrobić. To komercyjna zabawa, jedno z moich źródeł utrzymania, więc nadal będę nagrywać cudze kawałki. Ale teraz zdecydowanie koncentruję się na premierze mojego albumu! Plan działania jest rozpisany, wkrótce pojawi się również nowy klip do utworu „With All Due Respect”.

I na zakończenie pytanie trochę jak z rozmowy kwalifikacyjnej w korpo: jak widzisz siebie i swoją karierę za dziesięć lat?

– Dobre pytanie, które sama zadawałam sobie parę razy (śmiech). Zawsze będę tworzyć muzykę i pisać teksty. Pisanie jest dla mnie jak medytacja. Uczę również muzyki i chciałabym robić to nadal. To fantastyczna sprawa: dzielić się radością z grania muzyki, patrzeć jaki wpływ ma ona na inne osoby. Wydaję drugą płytę solową, pracuję nad nowymi piosenkami z zespołem Sandmarx. Tak więc z pewnością pojawią się kolejne albumy w ciągu tych dziesięciu lat i … później też (śmiech).

*

Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Katedry Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego Magyazyn.pl.

Publikacja na portalu PolakWegier.pl za zgodą autora.

Zdjęcie główne: https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=R-8tcRmolDk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Olga Groszek

Olga Groszek