Robert Dłucik
Węgierska wytwórnia Pepita miała w swoim bogatym katalogu wiele lepszych i gorszych składanek z muzyką popularną. Z okazji – niegdyś bardzo hucznie obchodzonego w tej części Europy – majowego święta ludu pracującego (ostatnio głównie w wersji zdalnej) miast i wsi chciałbym przypomnieć jedną z nich…
„Lass, ne csak nezz!” została przygotowana z nie byle jakiej okazji: XI Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów. Imprezy organizowano wówczas co pięć lat (później trochę ten cykl się zaburzył), w różnych częściach świata, zawsze z ogromnym rozmachem. Co tu kryć… Mimo szczytnych deklaracji, stały się one w praktyce jednym z narzędzi komunistycznej propagandy. W 1978 roku ów zlot odbywał się w stolicy Kuby – Hawanie.
Pepita potraktowała sprawę nad wyraz poważnie – na płycie znalazło się naprawdę zacne grono ówczesnych topowych wykonawców. Zabrakło Omegi, ale oni mieli wówczas podpisany kontrakt z zachodnioniemieckim Bellaphonem i inne sprawy na głowie niż firmowanie swoim autorytetem propagandowej agitki.
Na okładce nie zabrakło także okolicznościowej, płomiennej noty autorstwa szychy z wydziału kultury węgierskiego odpowiednika ZSMP (Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej dla przypomnienia). Notę przetłumaczono na trzy języki – po hiszpańsku brzmi niemal jak odezwa samego Fidela…
Tytuł wydawnictwa – „Zobacz, a nie tylko patrz” – zaczerpnięto z utworu zespołu Illes, zresztą jego (wtedy formalnie ex) muzycy należą do najbardziej zapracowanych na płycie (dwa własne kawałki, jeden Fonografu, jeden solowy wykonuje Levente Szorenyi, który podpisany jest również pod utworem Kati Kovacs „Aki lep, az nem marad egyhelben”). Zakrawa to na ironię, ponieważ Illes był już wówczas od paru lat „na cenzurowanym” za głośny wywiad udzielony jednemu z zachodnich magazynów. Można powiedzieć, że panowie „zobaczyli i dostrzegli”, ale niekoniecznie to czego spodziewaliby się partyjni decydenci. Podobnie zresztą jak Tamas Barta i Jozsef Laux z Locomotiv GT, którzy w 1978 roku byli już na emigracji w USA.
Ale – zostawiając na boku całą polityczną otoczkę – ten album przynosi sporo świetnej muzyki. Oprócz wspomnianych wyżej artystów, znajdziemy tutaj nagrania Zsuzsy Koncz, Bergendy, Piramis, Zoran Sztevanovity (ze swoją sztandarową ballada „Apam Hitte”), zaś całość spina klamrą LGT z kultowym „Neked Irom A Dalt” (szkoda, że nie w pełnej wersji).
Co ciekawe: dokładnie z okazji tego samego kubańskiego Festiwalu ukazała się również płyta w ówczesnym PRL-u, na której jednak fani rocka nie znajdą praktycznie nic dla siebie. Na węgierskim albumie wręcz przeciwnie… Warto po niego sięgnąć, bo dobra muzyka zawsze się obroni, mimo zakusów różnej maści polityków.
Z (bez)partyjnym pozdrowieniem!
*
Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Katedry Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego Magyazyn.pl.
Publikacja na portalu PolakWegier.pl za zgodą autora.